Obserwatorzy

Zasubskrybuj :)

Postanowienie noworoczne : minimalizacja zasobów kosmetycznych - edycja "kolorówka".

 "Nowy Rok, nowa ja" - wiele z Nas z początkiem nowego roku kalendarzowego postanawia zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Zazwyczaj mowa o poprawie swojej kondycji, zadbaniu o zdrowie czy diecie. Dzisiejszy post to poniekąd "dieta", jednak w wydaniu kosmetycznym - w pewnym momencie stwierdziłam, że mam wszystkiego (dosłownie!) za dużo. Nie są to produkty zbędne - nie zrozumcie mnie źle, jestem człowiekiem-chomikiem z małą domieszką genu "sknery". Często łapię się na tym, że kupuję/zamawiam kosmetyki, gdy są w korzystnej promocji. Zdarza mi się również zakup pod wpływem poleceń influenserów, co kończy się różnie, ale o tym niedługo ;) Dlatego, w ramach noworocznego detoxu postanowiłam skupić się na zużywaniu tego co mam przy jednoczesnej powściągiwości zakupowej. Co ni mniej, ni więcej oznacza, że w 100% zastosuję się do zasad projektu "23outof2023" rozpoczętego przez Basię CallMeBlondiee już 2 lata temu. Planuję również częściej do Was pisać z tego miejsca. 


Na pierwszy rzut najbardziej rozbudowana, pod względem ilości, kategoria, czyli produkty naustne. Do zużycia w pierwszej kolejności wytypowałam pięć konturówek, dwie klasyczne pomadki, jeden olejek do ust oraz cztery błyszczyki. 
Zarówno konturówkę z Avonu (Mystery Mauve), jak i Flormaru (nr 229) bardzo lubię, jednak są one już niedostępne w regularnej sprzedaży i z tego też powodu bardzo je oszczędzałam. Kolejne trzy egzemplarze (Essence oraz Golden Rose z serii Classics ) mogłabym opisać jako "blast from the past", ponieważ idealnie odzwierciedlają moje niegdysiejsze upodobania kolorystyczne i również nie są dostępne w regularnej sprzedaży. 
Szminki od Golden Rose bardzo lubię i wytypowanie egzemplarza do zużycia wcale nie jest podyktowane przymusem - odcień 02 gości na stałe w mojej kosmetyczce i regularnie do niego wracam. W ostatnim jednak czasie zostałam z lekka rozproszona wieloma nowościami i rzadziej sięgałam po swojego ulubieńca.  Pomadka z serii De Luxe (310) od Celii to również jeden z moich ulubionych produktów do ust. 
Błyszczyk z Glamshopu (Shiva) to idealny produkt do torebki, aplikacja nie wymaga lusterka, a efekt, jaki można nim osiągnąć jest bardzo naturalny i twarzowy. Wytypowany do puli produktów został jedynie ze względu na datę przydatności do użycia. Podobnie sprawa ma się z olejkiem z Avonu (odcień Blooming) - produkt bardzo dobry, jednak pora go zużyć. Błyszczyk z Vipery (Sezam), to mój nieprzemyślany zakup - bezbarwna baza ze srebrnymi drobinami, czyli coś po co normalnie nie sięgam... Produkt z Flormaru (SuperShine), podobnie jak konturówkę z tej firmy, oszczędzałam ze względu na znikomą dostępność w Polsce. Błyszczyki z Avonu, jak i szminki, uwielbiam, zatem uzbierała mi się ich całkiem spora gromadka. Na zdjęciu uwidoczniłam jeden, najbardziej wiekowy egzemplarz, jednak w planach mam zużycie większej ich ilości :) 


Róże w sztyfcie z Eveline kupiłam pod wpływem zachwalań Ady Grotkowskiej oraz okazyjnej ceny (jeśli mnie pamięć nie myli, całe 5 zł sztuka). Wszystko składałoby się w jedną, idealnie skrojoną całość, gdyby nie fakt, że... używam różu może trzy razy do roku... Ostatnio, po korektory w sztyfcie sięgam coraz rzadziej, co nijak się ma do posiadanej ich ilości.. Tyle, ile otwartych egzemplarzy, tyle czeka w zapasie. Produkt z Avonu (odcień Neutral Light) jest idealny w okresie jesienno-zimowym, kiedy straszę bladością, natomiast produkt z Bell Hypoallergenic (02) jest odpowiedni w okresie letnim.


Kolejna kategoria wymagająca zdecydowanego uszczuplenia - to co widzicie na zdjęciu to dopiero wierzchołek góry lodowej.. 
Cień w płynie z serii Metals (Rosewood) od Golden Rose to świetny produkt do szybkiego makijażu oka - podkreśla i jednocześnie rozświetla spojrzenie. Mam go już jednak jakiś czas, więc najwyższa pora na jego zużycie. Od kiedy maluję kreski cieniami, eyelinery w płynie zeszły na dalszy plan, zwłaszcza te w kałamarzu, dlatego wszystkie posiadane egzemplarze postanowiłam zużyć jak najszybciej. Produkt z Lovely z serii Fast Dry (Rossmann) jest w odcieniu czarnym, a ten z Eveline (Celebrities) w kolorze brązowym. Najbardziej zniszczonym produktem bez dwóch zdań jest paletka z Makeup Revolution z serii Reloaded (Iconic 3.0), paradoksalnie uszkodzona podczas leżakowań w kosmetyczce. Do jakości cieni nie mam większych zastrzeżeń - to dobra propozycja do dziennego makijażu. Niestety, jakość opakowania pozostawia wiele do życzenia, jednak można przymknąć na to oko, ponieważ paletka nierzadko w promocji kosztuje ok. 15-20 zł. Dwustronna kredka do oczu z Avonu, podobnie jak eyelinery w kałamarzu, zeszła na dalszy plan, a z racji, że jest ze mną już jakiś czas, wypadałoby ją zużyć. Mowa oczywiście o końcówce z ciemniejszą kredką - jaśniejsza zupełnie mi nie odpowiada i nawet nie mam zamiaru zmuszać się do jej zużycia. Cień do brwi z Golden Rose (107) jest ze mną już od jakiegoś czasu, zatem najwyższy czas go zużyć. Cień do powiek z Rimmela, to kolejny, dawny ulubieniec - kolor ma niemal identyczny jak cień w płynie z Golden Rose, od czasu do czasu pojawia się na aukcji allegro. Tusz do rzęs z Claresy Extreme Curl wrzuciłam do koszyka skuszona promocją (ok. 9 zł), jednak nie był to najrozsądniejszy wybór. Męczę się z jego zużyciem już dłuższy czas, nierzadko sięgając po inne produkty. 


Ostatnia porcja kosmetyków, to produkty do makijażu twarzy. Puder z Makeup Revolution w odcieniu Banana kupiłam jakiś czas temu po obejrzeniu dość wiekowego filmiku na Youtubie zachwalającego puder z BenEye w takim samym kolorze. Niestety, w moim przypadku pod okiem nie wygląda najkorzystniej, dlatego mieszam go z innymi pudrami sypkimi do twarzy czy pod oko - pora zużyć go w tym roku. Produkt 3w1 do twarzy z Avonu, to produkt, który lubię, jednak jest dla mnie nieodpowiedni kolorystycznie i stąd dłuższy niż zazwyczaj czas zużywania. Puder mineralny, wypiekany z Joko, to produkt kupiony w ciemno podczas promocji. Odcień Light Bronze wydaje się dość jasny i pomarańczowy, jednak na skórze wygląda całkiem przyzwoicie. Przed częstszym stosowaniem powstrzymywał mnie srebrno-złoty brokat zawarty w produkcie, który niestety transferuje się na twarz.
Korektor na niedoskonałości z Avonu, kiedyś sięgałam po niego często, teraz rzadziej, bo i niespodzianek na twarzy pojawia się u mnie mniej - od czasu do czasu pojawia się jeszcze w regularnej sprzedaży. Kultowy już L'oreal Infallible w odcieniu 336 Toffee - kolor wybitnie ciemny, ale kupiony w konkretnym celu, czyli przyciemniania zbyt jasnych produktów. A skoro o nich mowa, to warto wspomnieć od korektorze Power Stay (Ivory) od Avonu. Kupiłam jaśniejszy odcień niż zazwyczaj, ponieważ usłyszałam, że produkty z tej serii ciemnieją. O ile jest to prawdą w przypadku podkładów, o tyle nie jest w przypadku korektorów. Stąd też na zdjęciu widoczne wspomniane wyżej produkty. Dwa podkłady w sztyfcie (Bell Hypoallergenic oraz Makeup Revolution Fast Stick Base) miały być produktami do aplikacji "na szybko", okazuje się jednak, że praca z nimi wymaga jednak chwili i w cieplejsze dni kosmetyki się nie sprawdzają należycie. Mam nadzieję, że uda mi się zużyć obydwa produkty do końca kwietnia. 

W ramach dokumentowania postępów w zużywaniu wytypowanych kosmetyków, planuję publikować aktualizacje co 2-3 miesiące tu na blogu lub na kanale YouTube w formie shortsów. Z całą pewnością post podsumowujący cały projekt pojawi się na blogu za rok. 

Jakie są Wasze postanowienia noworoczne?

Wszystkie linki umieszczone w treści wpisu prowadzą do allegro, drogerii internetowych lub miejsc, skąd dany produkt zamówiłam lub ceneo. 
 

Komentarze

Popularne posty